You are currently viewing Marta Frej / Srom czyli wstyd / Baszta Czarownic w Słupsku

Marta Frej / Srom czyli wstyd / Baszta Czarownic w Słupsku

Wernisaż

12.10.2023 / 17.00 / wstęp wolny
Baszta Czarownic w Słupsku / al. F. Nullo 8

Wystawa
12.10 – 27.12.2023
*wstęp do galerii biletowany

Artyści zaproszeni do współtworzenia wystawy:
Antonina Dobrowolska (she/her) – urodzona w 2001 roku, twórczyni tekstów dramatycznych, poetyckich, prozatorskich. Radykalna feministka. Studiuje wiedzę o teatrze na Akademii Teatralnej w Warszawie

Maciej Raczyński (he, him) – urodzony w 2001 roku. Obronił dyplom na wydziale Sztuki Nowych Mediów pracą „Portrety Męskości”(prace malarskie) oraz „Zagadnienie męskości w zachodnich sztukach wizualnych” (praca teoretyczna). Feminista.

Zdjęcia / Krzysztof Tomasik

Diana Lenart
kuratorka wystawy

Kobiety nie posiadają swojego ciała na własność, raczej wypożyczają je, podporządkowując się normom społecznym. Próbując sprostać tym normom, nakładamy na swoje ciała jarzmo rygoru świętości lub wyuzdania, stając się zakładniczkami świata komży i szabli. Pomimo dominacji cielesności w świecie zachodu, nie wyzbyliśmy się tabuizacji kobiecego ciała i jego potrzeb. Głęboko zakorzeniony wstyd ciągnie się na naszą cywilizacją, jak ogon. Ogon, który uda nam się zrzucić tylko za sprawą szczerej rewolucji obyczajowej. Ta jednak nie nadchodzi.

Marta Frej bada i kontestuje tematy tabu od początku swojej działalności artystycznej. Jej twórczość traktujemy, jako nasz głos – przekonanie, które wiele Polek nosi, jak tatuaż. W naszej ojczyźnie, gdzie nie jesteśmy godne praw człowieka, poszukujemy siły w jedności, ale wstyd nie pozwala wielu z nas na wyrażanie potrzeb, dołączenie się do sprzeciwu. Role społeczne kobiety są w Polsce, jak wykute na kamiennych tablicach przykazania, przypominając nam o wstydzie, jaki wciąż musimy odczuwać. Wstydzimy się zaprzeczyć, wstydzimy się też własnego wstydu. Tabu cielesności, skrępowanie własnym ciałem i fizycznością jest początkiem tego, czego konsekwencje boleśnie odczuwamy w życiu społecznym, zawodowym, rodzinnym. Bo nasza tożsamość ma swój początek w cielesności i jej zaprzeczeniu, a to, co stanowi opór wobec podporządkowaniu i uprzedmiotowieniu kobiecego ciała, rodzi się ze straty.

Wystawa Marty Frej została podzielona na 3 części reprezentujące umowne przedziały czasu – prehistoria i początki cywilizacji, dzieciństwo i młodość kobiety oraz teraźniejszość, która niesie nowe idee – zrozumienia i nadziei. Pierwsza opowiada o nieskrępowaniu i wolności, którą albo posiadamy w wyobraźni, albo płacimy za nią wysoką cenę. Wybrzmiewa tu pierwotna niezależność zwiastująca pierworodny grzech, który wmówiła nam religia, wpędzając w poczucie winy nie tylko za siebie, ale także za „grzechy” całego rodzaju ludzkiego.

Wraz ze zmierzchem „prymitywnej” wolności nastąpiła epoka lęku. To także alegoria czasów sprzed świadomego dzieciństwa, które nieskrępowanie przyjmuje za pewnik, a brak konsekwencji za stan permanentny. Marta stworzyła na te potrzeby ceramiczny bestiariusz: „vaginę dentatę” – reprezentującą mityczny strach wobec kobiet, waginy frywolne, wyzwolone, mrugające do nas okiem pra-waginy.

Wyższe piętro zostało zaaranżowane na dziewczęcy pokój, gdzie oprócz prac malarskich oraz ilustracji, pojawią się niepokojące premierowe instalacje. Kulminacją wystawy jest zgodnie z życzeniem artystki, przedstawienie nowego pokolenia twórców związanych ze sztuką feministyczną – Macieja Raczyńskiego (prywatnie syna Marty) i Antoniny Dobrowolskiej. Maciej zaprezentuje pracę „Portrety męskości”, na którą składają się 4 malarskie wizerunki mężczyzn oraz nagrania rozmów z ich bohaterami. Antonina Dobrowolska przedstawi tekst feministycznego dramatu „Baby” własnego autorstwa, w którym odnaleźć można analogię do dzieła wieszcza, poddanego uwspółcześnieniu. Słychać w nim przerażające wiadomości, jakie docierają do nas z sal porodowych polskich szpitali.

Zapraszamy na wystawę wielowątkową, podejmującą temat trudny, ale najbliższy wszystkim, bo dotyczący naszego ciała i odwagi w obronie jego autonomii. Cytując Martę „Walka o prawa kobiet, to walka o prawa człowieka.”

Maciej Raczyński
ROZMOWA Z MARTĄ FREJ (FRAGMENTY WYPOWIEDZI)

srom

  1. «zewnętrzne narządy płciowe kobiet i samic ssaków»
  2. daw.«wstyd, hańba, niesława»

Słownik PWN

Marta

Najbardziej wstydziłam się tego, że z wielką radością i przyjemnością się masturbuję. To był najsilniejszy wstyd ponieważ byłam przykładem takiego dziecka, które jak tylko zaczęło chodzić, odkryło radość masturbacji. Poznawałam swoje ciało nie wiedząc, że jest w tym coś złego. Było to dla mnie bardzo ważne i intensywne przeżycie. Nie ukrywałam się, więc bardzo szybko zostałam przyłapana i zaczęto mi to wybijać z głowy zawstydzając mnie. Rodzice mówili, że to, co robię jest brzydkie i pilnowali mnie, żebym tego nie robiła. Z jednej strony czułam radość, przyjemność odkrywania swojego ciała i zaprzyjaźniania się z nim, a z drugiej strony dawano mi odczuć, że to jest złe.

Jest zwykle tak, że jak raz zaszczepią ci w głowie wstyd, to zawsze będzie ci towarzyszył dopóki nie postanowisz się z tym uporać – na przykład terapią. Dziecięcych wstydów miałam mnóstwo, bo nasza kultura jest bardzo produktywna, jeżeli chodzi o źródła wstydu. Zawstydzanie dziewczynek i chłopców ma w Polsce wspaniałą, długą tradycję. Szczególnie dobre w tym są nauczycielki. Dyscyplinowanie dziewczynek w mojej szkole podstawowej odbywało się poprzez wywoływanie poczucia wstydu. W przypadku chłopców był to podniesiony głos, w przypadku dziewczynek zdania: „Jak możesz! Powinnaś się wstydzić”. Smak tego wstydu bardzo dobrze pamiętam z dzieciństwa.

„WSTYDŹ SIĘ!”

Moja intuicja i doświadczenie podpowiadają mi, że ten rozkaz częściej kierowany jest do dziewczynek, niż do chłopców. Kobieta jest z tym wstydem bardziej utożsamiana. To dziewczynka ma się pilnować, bo prowokuje. Związane jest to z tym, że mężczyzna kontrolować się nie musi, bo nie może. Jego popędy, witalność, ale też,  podprogowo, jego płodność, jest tak ważna i intensywna, że nie próbujemy jej okiełznać. Dziewczynki muszą się pilnować, bo nad nimi rozpościerana jest „troska” wynikająca z tego, że jako społeczeństwo zdajemy sobie sprawę, że na kobiecie ciąży odpowiedzialność, poczucie winy i konsekwencje. Przecież nie możemy zgodzić się na to, że powstaną „cudze” dzieci. Częstym lękiem mężczyzny w rodzinie jest to, że dzieci nie są genetycznie jego, co z resztą nie zdarza się tak znowu rzadko. Naszym krajowym lękiem jest natomiast to, że dzieci, które się urodzą będą potomstwem „obcego” – kulturowo, rasowo, wyznaniowo.

SROM

Srom też mi się brzydko kojarzył. Pytanie, co było pierwsze? Czy najpierw jest brzydko kojarzące się słowo czy narząd nam się brzydko kojarzy, bo tak jesteśmy kulturowo uwarunkowane. Słowo srom nigdy nie było mi bliskie, a nawet bardzo mi się nie podobało. Nie spotkałam jeszcze kobiety, która by lubiła to słowo. Jednak po ostatnich kilku miesiącach pracy nad wystawą obłaskawiłam sobie „srom”, bo nie lubię mieć w swoim słowniku słów, które mi się źle kojarzą. To jest mój problem, że coś ma złe konotacje. Słowo to tylko słowo. Nie wiem dlaczego mam się poddawać dekretowi społecznemu, że „srom” źle brzmi. Przecież jest to słowo wciąż funkcjonujące w naszym języku. Określa jedną z istotniejszych części mojego ciała, więc jedyne, co mogę zrobić, to je sobie obłaskawić. A obłaskawiając sobie słowo, obłaskawiam sobie też jego znaczenie. I przy okazji własny wstyd. Ja nigdy nie byłam  zaprzyjaźniona z moim sromem, moim wstydem, raczej to wypierałam. Nie mówienie o sprawach tak ważnych, negowanie ich istnienia, jest błędem. Dlatego wykonałam tę pracę i celowo używam słowa „srom”, żeby coraz bardziej je oswoić dla siebie i innych kobiet. W większości ludzie, których pytam o słowo „srom” wskazują na połączenie znaczeń „cipka” i „wstyd”. Mamy cipkę, więc musimy się wstydzić. To jest tożsame. Jest taki gest funkcjonujący w wielu kulturach od tysięcy lat, nazywa się „anasuromai” i polega na tym, że grupa kobiet obnaża swój srom podnosząc spódnice, żeby odegnać wrogów lub zakląć morze, by było przychylne rybakom. Jest to udokumentowane historycznie, że „anasuromai” działa. Jeśli więc ten gest może nieść za sobą konsekwencje, to oznacza, że siłą wstydu można dokonać wiele – wrogowie się wstydzą, więc uciekają. Zamieńmy wektory. Wtedy cipka ma wielką moc, moc zawstydzania, ale nie przynosi wstydu osobie, która ją posiada. Wtedy można sobie z tym słowem poradzić.

KOŚCIÓŁ

Religia najprostszymi sposobami osiąga cel władzy nad ludźmi. Oparte jest to na lęku, a ten lęk można wywołać wstydem, groźbami i, po części, płonnymi obietnicami. Kobietom zdecydowanie mniej się obiecuje. Ja zawsze uważałam, że religia więcej mi zabierze, niż da, chociaż kościół katolicki jest najliczniejszy jeśli chodzi o liczbę wyznawczyń. Prawdą jest też, że dużo się tam dzieje wokół tematu wstydu, a kobiety są na tym punkcie bardzo czułe, więc może dlatego tak często ulegają? Moi rodzice deklarowali się jako osoby wierzące, ale nie praktykowali i nie używali religijnych argumentów w wychowywaniu mnie.

Nie patrz w lustro, bo diabła zobaczysz

Pod tym względem moje obie babcie nie różniły się od wielu innych. Ich zdaniem kobieta powinna być skromna, nie powinna poświęcać zbyt dużo czasu swojemu wyglądowi. Z drugiej strony jest to paradoks, bo wygląd cały czas poddawany był ocenie. Te sprzeczne komunikaty, to też jest sposób, żeby zdezorientować i wychować dziewczynki na mniej świadome i sprawcze osoby.

Drugi biegun czystości

Mit błony dziewiczej jest bardzo silnie zakorzeniony w społeczeństwie. Również biologiczna fikcja tego konstruktu. Zachowujemy się tak, jakby nie było nauki, progresu. Bierzemy bezpośrednio jakiś mit ze średniowiecza i staje się on na wieki naszą rzeczywistością. Nikt tego ad catedra  skutecznie nie obala. Świadczy to o potrzebie funkcjonowania takich mitów, bo one podtrzymują wiarę ludzi w cuda, zabobon, a co za tym idzie, rolę kościoła w szerzeniu tych zabobonów. Nie wiem po co kobietom jest mit dziewictwa, ale wiem po co jest on mężczyznom. Jest to podprogowy przekaz, że dziewica, czyli osoba, która czegoś nie robiła, jest nagrodą dla mentora, przewodnika, czyli kogoś, kto zna się na rzeczy. Jakby defloracja była tak trudną i wyrafinowaną czynnością.

Drugą sprawą jest to, że na tym micie żerują korporacje, którym zależy na tym, żebyśmy się wstydziły swojego wyglądu. Za tym stoją ogromne pieniądze i wielu ludzi na tym zarabia. Jako społeczeństwo coraz bardziej brniemy ku zaprzeczaniu naszej śmiertelności. Jako ludzkość, duży wysiłek wkładamy w to, żeby zaprzeczyć upływowi czasu. Nieporównywalnie mniejszy wysiłek wkładamy w to, żeby próbować się z tym pogodzić. Istnieją nurty i idee, które mają nam pomóc godzić się z upływem czasu i istotą bycia człowiekiem czyli ze śmiertelnością. Jak do tej pory nie udało się im zwyciężyć z próbami negowania prawdy.

Społeczeństwu patriarchalnemu jesteśmy potrzebne jako rozródki, jako podręczne, matki. Nasza zdolność do macierzyństwa jest najważniejsza. Kiedy przestajemy być zdolne do bycia matkami, jedyna rola, jaką mamy w społeczeństwie, to rola babci, opiekunki. 60 letnie kobiety rzadko nam się kojarzą z prezeskami wielkich firm, kobietami sukcesu. Mało jest takich ról społecznych i wzorców dla kobiet. Przemysł wykorzystuje ten fakt do tego, żeby pomóc nam podszyć się pod kobietę, która wciąż jest użyteczna społecznie. Jesteśmy młode, jesteśmy płodne – jesteśmy potrzebne.

CZAROWNICA, WIEDŹMA

Kobieta, która większą wagę przywiązuje do swojego wyglądu, niż umysłu jest wygodna dla patriarchatu, w przeciwieństwie do kobiety świadomej, bo taka jest dla patriarchatu niebezpieczna. Bo jest silniejsza. Poza tym udowodniono naukowo przewagę kobiecego organizmu nad męskim. Kobiety są bardziej odporne, żyją dłużej, rzadziej zapadają na choroby, w tym  podczas pandemii, bo są zdolne do dawania życia. To też jest wiedza, która przeraża, bo gdybyśmy były mniej uwikłane w patriarchalne schematy, mogłybyśmy wykorzystać naszą siłę lepiej. Wystawa nie bez przyczyny odbywać się będzie w Baszcie Czarownic – miejscu, które bezpośrednio łączy się z historią niewygodnej kobiecej działalności, często przypłacanej życiem.

KREW I EKONOMIA

Coś, co jest powszechne, normalne, jest tak zaczarowane poprzez reklamy pokazujące, że krew miesięczna nie jest krwią, bo jest niebieska, ale zaczyna do mnie docierać dlaczego. Dane dotyczące ubóstwa menstruacyjnego pokazują, że wiele osób nie ma dostępu do podstawowych środków higieny, podczas gdy w Hiszpanii pojawiła się możliwość urlopu menstruacyjnego. Kiedy przeliczymy to na pieniądze, przełożymy na język ekonomii, to być może wyjdzie nam dlaczego w interesie społeczeństwa jest milczenie na ten temat. Zgadzam się na to, że z moich podatków zaspakajane są różne potrzeby ludzkie, mimo tego, że to nie są często moje potrzeby. Solidarność społeczna tego wymaga. To jest sprawa do odrobienia, bo tak samo jest z nieodpłatną pracą, jaką wykonują najczęściej kobiety. Rządzącym zależy na tym, żeby o tym nie mówić, bo zmieniła by się ekonomia. Gdybyśmy my zastrajkowały jak islandzkie kobiety, mogłybyśmy mieć realny wpływ na ekonomię.

MĘŻCZYŹNI

Mój syn obronił pracę dyplomową o feminiźmie. Nie jestem dumna tylko dlatego, że Maciek wybrał ten temat. Wychował się w takim domu, więc jest to naturalne. My z moim partnerem Tomkiem obracamy zagadnienie feminizmu na wszelkie sposoby. Dużo czytamy na ten temat, edukujemy się. Oboje jesteśmy wychowani w bardzo patriarchalnych czasach, kraju, rodzinach. Cały czas wychodzimy z utartych schematów. Próbujemy układać się w Polsce, w której feminizm oznacza nielubienie mężczyzn, bo jest przeciwny toksycznej męskości. Trudno jest żyć w takich wyobrażeniach i w parze ten feminizm negocjować, nie mając do tego podpórki merytorycznej. Nikt w Polsce nie napisał o tym, że patriarchat też krzywdzi mężczyzn. To jest nowa teoria. Poza przetłumaczoną książką Bell Hooks, na naszym rodzimym podwórku nie ma o tym dyskusji. We trójkę jesteśmy zainteresowani feminizmem wkluczającym mężczyzn, otwartym na wszystkie płcie. Uważamy, że nie da się zmienić niczego, kiedy zainteresowana będzie tylko jedna grupa. Potrzebna jest inkluzywność. Maćka praca dyplomowa jest próbą uchwycenia tematu męskości. Rozmawiał z 4 mężczyznami w różnym wieku o tym, jak postrzegają męskość, jak sobie z nią radzą. Napisał też pracę dotyczącą męskości w sztuce – zarówno przeszłości, jak i sztuki współczesnej. Książka Bell Hooks „Gotowi na zmianę” zrobiła na nim ogromne wrażenie i pomogła przy pisaniu pracy, w której nie ma jednego wzorca męskości. Pokolenie mojego syna już wie, że mężczyźni mogą okazywać emocje, a stereotypy mogą nam służyć, jednak trzeba je brać pod lupę.

TABU

Tabu łączy się nierozerwalnie ze wstydem. Jedynym sposobem na to, żeby się do tabu dobrać, to wymiana doświadczeń, rozmowa. Tabu jest nieuchwytne, bo możemy wierzyć w to, że przed nami nie ma tabu, ale jednocześnie nie można tego generalizować. Zapytałyśmy z Anią (Anną Pamułą, pisarką, współautorką projektu Tabubabki), jak nazywają swoje części intymne. Było bardzo dużo określeń, prawie 2000 odpowiedzi. Wiele kobiet mówiło o tym, że żadne z tych określeń im się nie podoba, bo albo są ordynarne, albo infantylne, a te naukowe są zbyt zimne. Zadawały pytania dlaczego nie mogą nazwać swoich najintymniejszych części zgodnie z emocjami. To są w końcu najważniejsze sprawy: poczucie szczęścia, kreatywność. Nie miały na to słów. Jest bardzo wiele kobiet, które nie chcą mieć cipki. Nie zakładam, żeby to było wrodzone. Myślę, że jest to ciężka, wielopokoleniowa praca społeczeństwa, kultury. Spotkałam się z określeniem moich prac, które uporczywie tworzę, że wszędzie jest ta cipka. To może wydawać się obsesyjne, ale jest to zwrot długu cipce, bo nie było jej w moich rozmowach z kobietami, w mojej jaźni, w moich pracach. Nie była nigdy narratorką. Często kobiety uważają moje prace za wulgarne, czyli ich cipka jest dla nich wulgarna, a vulgaris znaczy powszechny, powszedni. Taki dla wszystkich. Nie przypuszczałam, że to może być temat tabu, ale też sama tabuizowałam. My z Anią staramy się cały czas przekraczać to tabu i zauważamy, jak temu projekt zmienia nas, nasze życie seksualne, stosunek do świata się zmienia. Nie przypuszczałyśmy, że jako dwie dojrzałe, dorosłe kobiety, odkryjemy jak dużo jest spychane pod dywan, jak wiele jest milczenia na ważne tematy. To jest zakorzenione bardzo głęboko. Dopiero teraz z uwagą zaczynam rozpoznawać w sobie wstyd, który zawsze mi towarzyszył, ale był jak niewidoczny filtr, jak powietrze, którym oddycham. Wreszcie zaczynam odczuwać jego nieadekwatność, przeczuwam co by było, gdyby nie było wstydu. Jak inne mogłoby być moje życie, jak mogłabym być wolna.

MARTA FREJ

Artystka wizualna, prezeska Fundacji Kulturoholizm, aktywistka, feministka. Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi. Dyplom uzyskała w 2004. W latach 2005–2009 była asystentką w Pracowni Malarstwa i Rysunku Marka Czajkowskiego na ASP w Łodzi. Laureatka nagrody Okulary Równości 2015, przyznawanej przez Fundację im. Izabeli Jarugi- Nowackiej. Współautorka książki „Memy i Graffy” z Agnieszką Graff. Laureatka nagrody Olśnienia Onetu 2017 w kategorii sztuka. Autorka książki „120 twarzy Marty Frej”, oraz komiksu herstorycznego „Dromaderki”, stworzonego w ramach stypendium Marszałka Województwa Śląskiego w 2018r. Ilustratorka współpracująca na stałe z Gazetą Wyborczą, oraz tygodnikiem Polityka. Najbardziej popularne prace, to obrazy z podpisami ilustrujące współczesne życie kobiet w Polsce. Prace, które przybrały formę obrazów, były wystawiane w różnych galeriach w całej Polsce.

 

Zrealizowano przy pomocy finansowej Województwa Pomorskiego

Dodaj komentarz