Łukasz Guzek

Rybie oko II

Rybie oko II - to druga edycja imprezy poświęconej sztuce artystów młodego pokolenia artystów polskich czyli trzydziestolatków i młodszych. Od tego roku Rybie oko będzie odbywać się jako biennale. W wystawie brało udział 21 artystów. Jest to impreza ważna, choćby dlatego, że nie niczego podobnego nie zaryzykowała żadna instytucja. Tymczasem wokół niewiele jest zachęt, by zajmować się sztuką. Słupsk/Ustka ma też niezwykłą szansę na obiektywizm: nie ma tam miejscowego środowiska. Ale to także minus: na imprezie artyści mogą zobaczyć siebie nawzajem w dorosłej sytuacji wystawienniczej, ale raczej nie zobaczy ich zbyt wielu krytyków i kuratorów. Ale może to tylko złudzenie, że w dużym mieście byłoby inaczej.

Organizatorzy, Ewa Rybska (kurator) i Władysław Kaźmierczak (dyrektor galerii), praktykują performance, a to doświadczenie uwrażliwia na nie-akademickie myślenie. Na pewno pokazane zostały tu projekty w jakiś sposób odważne. Może nie są odkrywcze formalnie, ale ich waga polega na tym iż można wydobyć z nich wiedzę o generacyjnym sposobie myślenia. Jest to więc nie tyle informacja o tym jak będzie wyglądała sztuka, jej forma zostanie znaleziona, ale o czym ona będzie. Już jednak ma ona sens krytyczny: wyraża stosunek do rzeczywistości. Dlatego każdy kto chciałby się dowiedzieć w jakim kierunku zmierzać będzie ten kraj - powinien zobaczyć Rybie oko. Jeżeli impreza utrzyma swoją dynamikę, może stać się dobrym miernikiem aktualnego stanu umysłów.

W tegorocznej wystawie nie brał udziału żaden artysta z edycji ubiegłorocznej. Były natomiast aż cztery osoby które były rok wcześniej na festiwalu młodych performerów Breaking news w Zuju: Karolina Wiktor, Daniel Rumiancew, Michał Bujnicki i Kuba Bąkowski. Wbrew opiniom, że performance jest dyscypliną niszową, okazuje się iż artyści znajdują dla niego zastosowanie. Performance zwiększa możliwości artystyczne: jest włączany w strukturę prac rozluźniając ją i zarazem ułatwiając manipulowanie znaczeniami, a także umożliwia zbliżenie sztuki do rzeczywistości.

Daniel Rumiancew zajmuje się fotografią. Tu pokazał prace w których kontynuuje metodę zaprezentowaną już na Breaking news: poszerzanie pola fotografii (obraz plus). Na wystawie były dwie prace: obiekt składający się z dowcipnego obrazka - lighboxu przedstawiającego kurczaka z zabandażowaną nogą, obok którego stały narty; oraz praca fotograficzna powiązana z akcją. Akcję wykonał wspólnie ze swoją dziewczyną (Kinga Babiak). Polegała na wymianie owłosienia. Ona: goli jego głowę, on: na obrazie jej aktu projektowanego na ścianę pokrywa pianką do golenia jej uda i brzuch, ona: zbiera z obrazu piankę i pokrywa nią jego głowę, on: rozbiera ją umieszcza i swoje włosy pod cienkimi rajstopami na jej udach i brzuchu.

Michał Bujnicki również kontynuuje metodę konstruowania performance z Breaking news. Jego performance polegał, w pierwszej części "literackiej" na opowiadaniu onirycznych historii, po czym, w części drugiej, następuje akcja, ćwiczenie fizyczne oparte na wschodnich technikach walki i pracy z ciałem. Strategia operowania ciałem zbliża to działanie do klasycznego performance po który dziś sięga się rzadko, gdyż zamyka on sztukę w kręgu własnego ja, gdy tymczasem sztuka dąży do związku z rzeczywistością. Ale może Michał Bujnicki uważa rzeczywistość za niewartą sztuki.

Karolina Wiktor wystąpiła wspólnie z Aleksandrą Kubiak. Również w tym performance można dopatrzyć się metody znanej z Breaking news: doświadczania swego ciała i budowania doznań poprzez ciało, oraz prezentacji nagiego ciała w pół-ukryciu, niepełnej ekspozycji. Na Breaking news Karolina Wiktor zanurzała się w małym akwarium wypełnionym białą kleistą cieczą. Na Rybim oku artystki stały nagie, lecz owinięte ciasno plastikową folią, w wąskich przeźroczystych cylindrach - kolumnach, po dwóch stronach wejścia do wnętrza galerii w Ustce. Widzowie wchodząc do galerii musieli przesuwać się pomiędzy nimi. Na nos i usta miały założone maseczki połączone rurką, tak że oddychały (niemal) wyłącznie swoim oddechem. Performance trwał do wyczerpania sił. Stworzyły piękny obraz, jak z jakiegoś futurystycznego laboratorium, a zarazem stworzyły sytuacje bezpośredniego doświadczenia.

Kuba Bąkowski zastrzega, że nie robi performance. Jednak wykorzystuje swoje ciało w performerski sposób.Zajmuje się natomiast fotografią. Jego prace są wynikiem połączenia tych dwóch elementów. Najwyraźniej Kuba Bąkowski wyciągnął wnioski z doświadczenia sztuki bezpośredniej obecności, która stała się tu obecnością w obrazie medialnym. Na wystawie pokazał obiekt - łóżko na którym została nadrukowana jego naga, leżąca na wznak postać. Z pępka, we wschodniej filozofii uważanego za centrum energetyczne człowieka, wydobywało się światło będące projekcją obracającego się slajdu na sufit. Slajd przedstawiał telewizyjny obraz kontrolny połączony z obrazem jego postaci w pozycji medytacyjnej. Fascynacja światłem, "obróbka światła" to stały motyw jego prac, zrealizowany w pięknej akcji na Breaking news (przepiłowywanie świetlówki - jedynego źródła światła w pomieszczeniu). Obok na monitorach były prezentowane dwie prace wideo. Obie składały się z połączenia obrazu kontrolnego jakiegoś kanału telewizyjnego i nagiej postaci artysty wykonującego proste ćwiczenia gimnastyczne. Umieszczanie siebie, swojego ciała w rozmaitych sytuacjach, w rozmaitych obrazach, to także stały element jego prac.

Wszyscy znani mi wcześniej artyści, jak się okazuje, pracują niezwykle konsekwentnie nad charakterystycznymi dla siebie motywami, rozwijając właściwą sobie metodę.

* * *

Rok temu, pisząc o pierwszej edycji Rybiego oko, nawiązałem do estetyki pragmatycznej Deweya. Powiązanie deweyowskiego pragmatyzmu i pokazanych wtedy prac służyło podkreśleniu pewnej ich ogólnej cechy - związku tej sztuki z bezpośrednim doświadczeniem życiowym. Była to także próba wskazania ścieżki rozumienia i interpretacji nowej/młodej sztuki. Deweya sposób definiowania sztuki jako doświadczenia pozwala przejść od razu do meritum dzieła a sferę rozwiązań formalnych potraktować funkcjonalnie. Funkcjolalność pragmatyczna nie oznacza iż mamy tu do czynienia z uniwersalizmem w rodzaju transhumanizmu. Oznacza natomiast ścisłe powiązanie aktualnej formy i aktualnej treści. W rezultacie, uprawiana w taki sposób sztuka uzasadnia pluralizm form, sięganie po formy wizualne ad hoc (czyli to co jest wymieniane jako cechy postmodernizmu) i zmianę w sztukę wszystkiego co zostanie znalezione w świecie, otaczającej rzeczywistości (to zasadnicza zmiana wobec modelu modernistycznego, dominującego dotąd w myśleniu artystycznym, polegajaca na tym,ze to nie sztuka jest punktem wyjścia sztuki - tak jak awangarda wynikała z awangardy, forma była odpowiedzią na formy wcześniejsze - ale świat, świat człowieka). Pozwala to sztuce utrzywmać kontakt z otaczającą rzeczywistością, z życiem po prostu i w nich uczestniczyć. Odniesienie do Deweya i pragmatyzmu wobec sztuki Rybiego oka II nadal pozostaje aktualne. A skoro tak, skoro taka ogólna tendencja się utrzymuje, to można uznać ją za cechę generacyjną, pokoleniową, a tym samym cechę nowej sztuki. Tak młodzi artyści rozpoznali oraczającą ich (i nas) rzeczywistość i tak też ją opisują poprzez swoją sztukę.

Na Rybim oku okazało się że najważniejszym tematem są media i erotyka. Te dwa aspekty są ze sobą powiązane i zmieszane z krytyczną obserwacją otoczenia kultury konsumpcyjnej. Skomercjalizowanie życia jest czymś z czym musi zderzyć się każdy z nas. Z kolei media są dziś oczywistym kontekstem życia, i to w nich realizuje się najpełniej konsumpcyjny charakter rzeczywistości. Stanowią też rodzaj matrycy wyobraźni współczesnej, która jest przykładana do rozmaitych sytuacji, nadając postać rozumieniu rzeczywistości. Istotą zmedializowanej rzeczywistości jest zaproszenie do manipulacji, gry, kształtowania świata (jego obrazu) według potrzeb chwili. Dzięki temu media należą do sfery bezpośredniego doświadczenia, bazowego i jak gdyby naturalnego, doświadczenia, które właśnie dzięki tej swojej medialnej naturze znajduje odzwierciedlenie nawet tam, gdzie artyści sięgają po tradycyjne formuły artystyczne takie jak obraz na płótnie.

Obrazy tradycyjnie malowane na płótnie, oparte demonstracyjnie na obrazie medialnym maluje Barbara Gębczak-Janas. Metoda polega na odtworzeniu w obrazie efektów technicznych zaczerpniętych ze standardowych narzędzi programu obróbki obrazu. Obraz zostaje przetworzony, pozostaje jednak technicznie obrazem. Seria obrazów przedstawia dwie nagie dziewczyny w swobodnych sytuacjach. Są to autorka i jej koleżanka, które były także obecna razem na wystawie. A może to tylko była manipulacja obrazem?

Obrazy Andrzeja Kramasza również są malowane w stylu przywodzącym na myśl zakłócenia i nieostrości obrazu medialnego. Również i tu obrazowana jest relacja erotyczna. Ale niedoskonałość obrazu nie pozwala dostrzec nic ponadto, żadnych szczegółów. Pozostaje sugestia, a relacja z rzeczywistością faktyczną pozostaje wyobraźniowa, a nie ilustracyjna.

Interesujące podejście do obrazu prezentuje Hanna Kosewicz. Jej prace przypominają tradycyjne obrazy, np. formatem. Jednak technicznie są zszywane z metek ubraniowych, tkane czy wyszywane, dziergane z włóczki. Obraz to produkt, coś co "się nosi" sprytna aluzja do komercjalizacji ale i sugestia pewnej bliskości sztuki i życia, tak jak koszula jest bliska ciału.

Piotr Parda, poświęcił czas przygotowania do wystawy na hodowlę rybek akwariowych - głubików. Na wystawie przeprowadził ich segregację płciową, prezentując w dwóch akwariach osobno panów i panie. Praca mogła wzbudzić uśmiech. Także jednak oddziaływała pewnym pesymizmem.

To właśnie Anita Pasikowska powiedziała o pracy Pardy, że jest bardzo smutna. Pesymizmem emanowała także jej praca - czarna ściana przegradzająca galerią na całej szerokości, z trzema oknami rozświetlonymi od tyłu czerwonym światłem. Według artystki, mieszkającej w Wesołej pod Warszawą, praca przedstawia Śląsk. Inspiracja może być odebrana czysto wizualnie, ale że zostało tu przedstawione niewesołe i groźne miejsce - to daje się odczuć. Prosty zabieg formalny, ale wynikający z emocji i do emocji się odwołujący.

Podobnie prostym zabiegiem instalacyjnym, podobnie grającym na emocjach odbiorcy, była praca Daniela Bogutyna. W małym pomieszczeniu, w piwnicy galerii, na wprost zejścia, ustawił półkoliście postumenty z kilkoma monitorami. Wideo było obrazem zbliżenia głowy ujadającego psa. Monitory znajdowały się mniej-więcej na wysokości głowy człowieka, wielkość obrazu pokazywała głowę psa 1:1, ujadanie było nagłośnione mniej-więcej realnie. Ujadanie psów było słyszalne na górze. "Czy tam są psy?" - pytał bojaźliwie jakiś młody widz. Schodząc na dół stawało się twarzą-w-twarz z wściekłymi mordami psów. To musiało robić wrażenie. Czułem się jak w grze wideo o jakichś strażnikach świata podziemnego.

Jak wiadomo, wyznania miłości w najlepiej brzmią po francusku. Joanna Maltańska pokazała wideo bazujące na przeciwieństwie miłosnego wyznania i obrazu blokowiska. Ale przecież wiadomo wszystkim, przynajmniej wszystkim w byłym bloku wschodnim, że "w domach z betonu nie ma wolnej miłości". Ludomir Franczak pokazał wideo oparte na innym przeciwstawieniu. Nagranie mszy katolickiej podłożył pod obraz półek w supermarkecie.

Supermarket (ten sam lokalny słupski) po raz kolejny zagrał w pracy Piotra Dudka, który wystawił w nim swoje obrazy. Na obrazach była mało czytelna twarz i napis w nieistniejącym języku. Obrazy tak doskonale wtopiły się w dekorację sklepową, że nikt ich nie zauważył; nikt w supermarkecie nie rozpoznał w nich sztuki, nie zauważył tez że coś w tych obrazach nie gra, i to mimo "promocji" przy wejściu informującej, że w sklepie jest do oglądania sztuka. Ale czy po to idzie się do supermarketu?

Karolina Wysocka również przyjęła pokrewną strategię umieszczenia banalnych obrazów w niebanalnym miejscu, licząc zapewne, podobnie jak Piotr Dudek, że otoczenie nada im specyficzną wartość artystyczną. Umieściła swoje obrazy - monochromatyczne prostokąty niewielkich rozmiarów - na basenie, gdzie harmonizowały swoją sterylnością i dźwięczną kolorystyką z otoczeniem, tak że znów nie były rozpoznawalne jako sztuka i utopiły się w swoim otoczeniu wizualnym.

Intrygująco niejasny był sens obiektów Laury Pawela. Znaczący był użyty w nich kolor - feministyczny róż, który podpowiadał niedwuznacznie "kobiecy" kierunek interpretacji. Najwięcej dyskusji, domysłów i pomysłów interpretacyjnych poświęcono zwłaszcza jednemu jej obiektowi. Ale też był to obiekt: wiele sugerował, choć zarazem skazywał na gubienie się w domysłach. Obiekt przypominał, na pierwszy rzut oka, konfesjonał. Ciekawostką jest, że konfesjonał to przedmiot który wyjątkowo nęci wyobraźnię kobiet, być może dlatego, że jest to terytorium w wyłącznym władaniu mężczyzn, a kobiety zjawiają się tu tylko jako grzesznice. W poprzedniej edycji Rybiego oka konfesjonały, zmienione w miejsca rytuałów codzienności, jak kabina prysznica czy kabina przymierzalni, pokazywała Anna Klimczak. Konfesjonał Laury Pawela (jeżeli obiekt został właściwie rozszyfrowany), to przedmiot przeznaczony dla kobiet, jako miejsce badania. W klęczniku, miejscu dla spowiadającego się, została zamontowana pionowa przegroda, którą klękając należy mieć między nogami, co sugerują wytarte kolanami wgłębienia po dwóch stronach tej przegrody. Ma ona wykrój anatomicznie dostosowany do kobiecego krocza. Przegroda oddzielająca od spowiednika, zamiast kratki, posiada dwa okrągłe otwory lamowane różową gąbką, pozwalające wsunąć w nie dłonie, co sugeruje zabieg badania mamograficznego, bądź zwykłą lubieżność. Nie wiem czy dobrze odczytuję przewrotną funkcję spowiedniczą tego obiektu, ale spowiedź to badanie zmierzające do obnażenia ciała i duszy. Jest to więc badanie w podwójnym sensie fizycznym, cielesnym i psychicznym duchowym, moralnym. Ale forma obiektu mówi, że kontakt z nim jest także karą i to cielesną, gdyż obiekt robi wrażenie także bardzo użytecznego narzędzia tortur i to tortur dla kobiet. W końcu jak już ktoś przychodzi do konfesjonału to można słusznie założyć że czuje się grzesznikiem i kara mu się należy a cierpienie może rozpocząć się natychmiast, tym bardziej że wszyscy jesteśmy z góry grzesznikami, a szczególnie z góry skazane są kobiety. Na pewno Laura Pawela dobrze przemyślała swoją sytuację kobiety w kulturze zdominowanej przez po chrześcijańsku rozumiane winę i karę. Na pewno też praca była ciekawym przypisem do Foucaulta.

Czy pamiętamy jeszcze nie tak dawno wygłaszane licznie proroctwa na nowe milenium? Jedno z nich głosiło, że oto nadchodzi czas kobiet, następne wieki będą kobiece w charakterze, nasze życie będzie kobiece w stylu, nasze myśli różowe i miękkie. Przecież mężczyźni powodują tylko wojny, a kobiety zmienią naszą planetę w wielką kochającą się rodzinkę. Zniknie wszelka przemoc, absolutyzm, totalitaryzm w życiu i myśleniu, czyli także w sztuce. W Rybim oku II dominowały, co prawda nieznacznie, ale jednak, kobiety (by nie było niedomówień dominowały liczebnie). Nie jest to wynik świadomej polityki poprawności politycznej Ewy Rybskiej, kuratorki imprezy. Tak po prostu wyszło z selekcji nadesłanych na wystawę projektów indywidualnych. Czyli: czy właśnie oto przepowiednia spełnia się? Czy już żyjemy w świecie kobiecym? Dajmy jeszcze trochę czasu historii. Na razie wygląda na to, że świat sztuki już jest światem kobiet.