Co widzą ryby?
Art&Business, kwiecień 2001

Rybie oko - nazwał wystawę artystów najmłodszego pokolenia jej pomysłodawca, Łukasz Gorczyca.

- Rybie, bo ryby i dzieci głosu nie mają, a oko jest narządem wzroku... - czytamy w jego w tekście towarzyszącym ekspozycji - Wystawa zrodziła się z przekonania, że dorosło właśnie nowe pokolenie artystów, którzy widzą wszystko to, co dzieje się dookoła nas w sposób trochę odmienny niż ten, do jakiego przyzwyczaili nas ich poprzednicy...

Tytuł miał też inne interpretacje. Każdy z artystów ukazuje rzeczywistość, niby fotograf przy pomocy rybiego oka. Ten rodzaj obiektywu daje obraz szeroki i zdeformowany. Wystawę zorganizowano na wybrzeżu, co również się kojarzy z rybami, a jej kuratorką była Ewa Rybska.

W imprezie wzięto udział 14 artystów: malarze, rzeźbiarze, performerzy, twórcy filmów video itd. Każda praca była odpowiedzią na pytanie jak młodzi artyści postrzegają swoje otoczenie wizualne, społeczne, mentalne?

Zaletą wystawy była logiczna, czytelna ekspozycja, rozbita na trzy galerie Bałtyckiej Galerii Sztuki Współczesnej.

Wernisaż rozpoczął się kolorowo i wesoło w Galerii Kameralnej w Słupsku. Nie zabrakło Zdrowej wody polskiej Rafała Bujnowskiego oraz zdrowego drewna, znanych z wystawy Scena 2000. Przestrzeń budowały kolory, plakaty, barwne stroje i modelka, która prezentowała jeden z nich propozycja Pauliny Ołowskiej. Artystka, nawiązuje do konstruktywizmu, łączy sztukę czystą z użytkową, starannie dobierając barwy, proporcje.

Była współorganizatorką zeszłorocznej akcji Marzenie prowincjonalnej dziewczyny do której zaproszono artystów z różnych rejonów Wschodniej i Zachodniej Europy. Znana jest głównie z obrazów inspirowanych starymi magazynami z modą. Jej najnowsze prace - niestety zabrakło ich podczas wystawy - powstały w oparciu o współczesne zdjęcia z Vouge.

W tym samym pomieszczeniu grę komputerową własnej produkcji i prace inspirowane japońską mangą, prezentował Artur Gogołkiewicz. Powiększone zdjęcia nagich, przerażonych, kobiecych postaci, opatrzone napisem Obwód DEV spowodował ogólny błąd ochrony wprowadzono zły współczynnik wymiarów rzeczywistych. Usunąć obwód 0EV - "podłączono" do imitacji czegoś w rodzaju pamięci komputera.

Czyżby krytyczny obraz komputerowej dewiacji (dev)? - Pytamy artystę. Gogołkiewicz wyjaśnia:

- Przemoc, pornografia, są częścią komputerowej rzeczywistości i od tego nie uciekniemy Sam pasjonuję się tego rodzaju grami.

W sali obok swoją Wszechmoc: rodzaj męski zainstalowała Dorota Nieznalska. Lustra, drążki, które symbolizowały siłownię i dziwne odgłosy "wyciskania", robiły mniejsze wrażenie niż prace prezentowane niedawno w gdańskiej Łaźni. Łącznie z rodzajem żeńskim - stanowiły ironiczny obraz kultu ciała, pięknego przedmiotu pożądania. Klimat "jaskini samców" budowało "czerwone światło", którego zabrakło w Słupsku.

Następny etap wystawy miał miejsce w Baszcie Czarownic. Grube mury, mroczny nastrój... W klimat wpisała się zwłaszcza Aleksandra Polisiewicz, niedoszłą, zmodyfikowaną pracą dyplomową, inspirowaną gotykiem. Monumentalny, świetlisty, jakby witrażowy, tryptyk, przedstawia uśpione postaci dziewcząt. Można by je porównać z odbiciami na całunie, gdyby nie świadomość, że powstały przy użyciu komputera.

- Wszystko zaczęto się od mojej skóry - wyjaśnia artystka - Zamierzałam ją zeskanować i umieścić w internecie. Nie wyszło. Wtedy wpadłam na pomysł skanowania koleżanek.

Uwagę gości wernisażu przyciągnęło wystąpienie Mariusza Pniewskiego, ucznia Grzegorza Klamana. Upozowany w otoczeniu gipsowych główek - swoich wizji śmierci, wygłosił płomienną przemowę w oparciu o proklamowany manifest Sztuka limitacji. Dyskusję, wśród zaciekawionej i nieco zdezorientowanej publiczności, wywołały hasła typu: wyjdźmy z postmodernizmu; wybierzmy prawdziwe życie; stwórzmy idee, dla odbiorców i dla artystów żeby wiedzieli co mają robić i nie musieli obierać ziemniaków!

Jednocześnie Pniewski odsyłał dyskutantów na swoją stronę internetową Śmierć sieci.

Szkoda, że artysta wybrał tak niespójną, dość postmodernistyczną, formę wypowiedzi. Nie da się ukryć, że poza szlachetnymi intencjami, nie przedstawił żadnych konkretnych propozycji...

Znacznie spokojniejszy przebieg miał performance Zuzanny Niespor. Jedna z najciekawszych prac na wystawie - skupiła uwagę widzów na dobre pół godziny. Pozornie niewiele się działo, tylko na ścianie oglądaliśmy wielkie, zmęczone, załzawione oko, stojącej jednocześnie za kamerą artystki. "Żywy" obraz zderzał się z zimnym medium - nagranymi na video dźwiękami zakodowanego programu.

Performance był kontynuacją pracy magisterskiej Niespor Zakaz wstępu. Obrazuje problem osaczenia przez nakładające się, zakodowane systemy: pozornie swojskie media, wielkie korporacje, przypadkowe rozmowy. Stanowią one tylko złudzenie "globalnej wioski", w której wszystko jest dla wszystkich dostępne, we wszystko można wniknąć, wszystkiego doświadczyć.

Na ostatnim piętrze baszty zainstalował się Paweł Kaszczyński, artysta urodzony w Kole. Miejsce jest kluczowe do zrozumienia "propozycji": kolskiej muszli klozetowej, pisuaru, umywalki. Towarzyszył jej film dokumentalny o Kole - obraz trzech ruchliwych skrzyżowań, skąd odchodzą drogi wylotowe. Kaszczyński wyjaśnił sens prezentacji: - Często podczas pobytu w jakimś mieście, zauważam w przypadkowej toalecie urządzenia sanitarne z Kota. Widok, który na innych nie robi wrażenia, we mnie budzi wspomnienia rodzinnych stron...

Trzecią ekspozycję zorganizowano w Ustce. Wielką salę wypełniło głównie malarstwo m.in. realistyczne portrety sprzętów: telewizora, wiertarki, kosiarki... - obiekty westchnień w świecie konsumpcji Agnieszki Kalinowskiej. Najwięcej ściany zajęta kolekcja Marcina Maciejowskiego - sympatyczne, chociaż mało refleksyjne wizerunki kolegów, koleżanek, bohaterów kultury masowej. Tym razem w cieniu, bo na korytarzu, zawisły dwa nowe obrazy - samoloty bojowe, jego kolegi z grupy "Ładnie", Wilhelma Sasnala. Poruszają motyw widoczny w jednym z jego wcześniejszych obrazów - czarno-niebieskim płótnie namalowanym na podstawie propagandowej broszurki o III Rzeszy. Świadczą o przełomie, który dokonał się ostatnio w twórczości artysty, o zerwaniu z przypisaną "Ładnie" stylistyką "pop".

W ekspozycję włączono zakończoną serię "konfesjonałów" Anny Klimczak. Nie zabrakło znanego Wasch and go czyli konfesjonału-łazienki w jednym. Symbol powierzchownego oczyszczenia podczas spowiedzi świętej? Wydaje się odwróceniem sytuacji biblijnej "idź i nie grzesz więcej". Konfekcjonał -to z kolei sakralny obiekt-przymierzalnia, z dużą ilością niby sklepowych półek, na których poukładano męskie koszule.

- Zbyt przywiązani do materialnych dóbr i potrzeb, często nie znajdujemy czasu na głębszą refleksję. Pokoju ducha, którego kiedyś szukaliśmy w kościele, szukamy oddając się przyjemności robienia zakupów - mówi Klimczak.

Wystawa Rybie oko jest kolejnym przykładem na to, że młodzi artyści, którzy w opinii części krytyki uchodzą za niespójną postmodernę, walczą o statut awangardy. Poprzez wystawy, dyskusje, dążą do wspólnego mianownika. Czy pomaga go odnaleźć pytanie postawione przez Gorczycę w podtytule wystawy?

Młodzi twórcy postrzegają rzeczywistość jak ryby, z których każda podobno widzi inaczej. Czasem krytycznie, czasem z ironią. Często nie towarzyszy im głębsza refleksja. To, co ich łączy, to współczesne techniki komunikacji, kolorowe, żywe, ekspresyjne i tematyka "bycia tu i teraz".

JOANNA KARPIŃSKA


[galeria] | [Gorczyca o Rybim Oku] | [Rybie Oko w RASTRZE] | [Łukasz Guzek o Rybim Oku]
[Sebastian Wisłocki o Rybim Oku w Gazecie Morskiej] | [Rybie Oko]