![]() |
Sylwester AmbroziakWYSTAWA RZEŹBY05.07.2002 - 25.08.2002 |
Sylwester Ambroziak ur. 14.04.1964 w Łowiczu. Studia w latach 1983-1989 w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie na Wydziale Rzeźby w prac. prof. J. Jarnuszkiewicza, S. Kulona i G. Kowalskiego. Rysunek w prac. prof. M. Czapli. Dyplom w 1989 w prac. G. Kowalskiego.
Rzeźby Sylwestra Ambroziaka, jego twórczość zajmuje wyjątkowe miejsce w sztuce. Nie tylko w sztuce tworzonej w Polsce. Ale na świecie, w Europie. Na czym polega ta wyjątkowość? Polega przede wszystkim na zdecydowanie oryginalnym mówieniu o człowieku. Tzn. na prezentacji takiego punktu widzenia, który prawie w ogóle nie występuje już we współczesnym świecie. Albo występuje szczególnie rzadko. Jak ruch hippisów i Woodstock. Jak John Lennon czy George Harrison. Lub w jak odległej historii misja św. Franciszka ze swoją miłością do ludzi i zwierząt.
Rzeźby Ambroziaka są rzeźbami antropologicznymi. Są takie, jak większość rzeźb na świecie. Różnią się jedynie tym, że mówią nam o człowieku z miłością bezgraniczną. O każdym człowieku. Mówią nam o jego bezradności, samotności i wyciszonych, sekretnych emocjach. Mówią nam, że wszystko to co mamy, to nasze ciało, które szybko przemija. Że jesteśmy chwilowymi, groteskowymi posiadaczami jakiejś cielesności. Że najpierw jesteśmy apolityczni, areligijni, akulturowi i aspołeczni. Że jesteśmy tylko ludźmi. Że w gruncie rzeczy w ogóle się nie różnimy. I jesteśmy o tym coraz bardziej przekonani, kiedy oglądamy kolejne rzeźby artysty.
Tylko, że w tą elementarną prawdę wątpi wielu ludzi. Wątpi wiele krajów, miast i narodów. A właściwie, to każdy z nas wątpi. I możemy zaraz dodać, że wszystkie nieszczęścia tego świata biorą się z niezgody na tak postawioną tezę. Niezgody na wypowiedzenie dość oczywistego stwierdzenia: wszyscy jesteśmy tacy sami - bezbronni, samotni, zagubieni. We wszechświecie i wśród bliskich. Paradoksalnie, do innego - nieprzyjaznego - myślenia o innych ludziach jesteśmy codziennie zmuszani przez religię, politykę, kulturę, obyczaje, społeczne hierarchie i zasady. Jesteśmy moralnie zobligowani do tworzenia absurdalnych roszczeń mówiących o naszej wyjątkowości czy wielkości i do szukania uzasadnień, by zdobyć "jakąś moc" i poniżyć innych. By nie kochać innych ludzi.
Artysta dokonał dla siebie, na użytek swojej misji, dość intrygującego odkrycia. Postąpił dokładnie odwrotnie, niż rzeźbiarze w starożytnym Egipcie. Zamiast szukania cech indywidualnych każdej postaci zaczął szukać cech wspólnych. Wynalazł dla nas wspólną twarz. Wspólne oczy i nosy. Wspólne usta. Wynalazł wspólną głowę dla ludzi. Znacznie większą. Wspólne nogi, tułów i ramiona. I podobną, miękką, ludzką formę. Oczywiście wiemy, że takich ludzi nie ma naprawdę.
Jakby przy okazji, zauważyłem w rzeźbach Ambroziaka nietypową zależność. Jego rzeźby trzeba oglądać bezpośrednio. Osobiście. Dopiero w bezpośrednim kontakcie wyzwalają one swoją siłę. Każda fotografia - nawet najlepsza - oszukuje nas. Nie pokazuje nam proporcji rzeźb w relacji z naszym ciałem. A właśnie intrygujące i cenne jest zaburzenie tych proporcji - niekoherentność z rzeczywistością. Fotografia nie uwidacznia nam subtelnych różnic fakturalnych, kolorystycznych, które są równie istotnym i znaczącym aspektem tych rzeźb.
Pozostaje jeszcze kwestia inspiracji i umieszczenia twórczości artysty wśród współczesnych tendencji w sztuce. No właśnie, i tutaj mamy kłopot. Łatwiej byłoby nam znaleźć podobne myślenie formalne w malarstwie i rysunku. Być może idea "uniwersalnego człowieka" istniała wcześniej w rzeźbie afrykańskiej, być może wpływ dramatycznego, ekspresjonistycznego myślenia artystów z lat 80-tych był w przypadku tej twórczości bardzo ważny. Ale widzimy też wpływ rzeźby ludowej z naszego kręgu kulturowego i poniekąd wpływ twórczości Jerzego Beresia, który już w latach 60-tych uciekł od klasycznego myślenia o formie rzeźbiarskiej zaburzając wyobrażenie wszystkich, jak powinna wyglądać rzeźba. Zresztą precyzyjna identyfikacja formalna nie jest już aż tak ważna, jeśli artysta mówi o rzeczach doniosłych.
Możemy jedynie stwierdzić, że rzeźby Ambroziaka są wstrząsające, porażające wręcz, ponieważ całkowicie nie są podobne do swojego środowiska. Tj. do swojej dyscypliny - rzeźby. Negują wielką tradycję rzeźby związanej z władzą, patetyczną historią narodów i jej bohaterów. Są dokładną odwrotnością poszukiwania i prezentowania wszelkiego patosu. Nie mają też nic wspólnego z wielką tradycją modernistyczną. Nie wiemy, nie jesteśmy przekonani, czy jego rzeźby zbliżają się do postmodernistycznego myślenia o sztuce. Być może. Ważniejsze jest inne odniesienie, które wymieniliśmy na początku: zbliżają nas do myślenia o człowieku z miłością bezgraniczną.
Władysław Kaźmierczak
Słupsk, 5 lipca 2002
Obcując z rzeźbami Sylwestra Ambroziaka wchodzimy w dziwny świat - znany i nieznany zarazem. Targają nami sprzeczne uczucia - widzieliśmy to już gdzieś na pewno, ale po chwili pojawiają się wątpliwości. Oglądając naturalnej wielkości nagie figury, lekko zdeformowane, o ekspresyjnych gestach, a czasem twarzach, wpatrujemy się w symboliczny świat wyobrażeń autora, który powraca do tradycji rzeźbienia postaci. Początki jego aktywności przypadają na przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, kiedy to nastąpił przełom polityczny w naszym kraju. W nowej sytuacji poszukiwania, a właściwie "opcji zerowej" znalazła się także sztuka. Wszystkie stare tematy i konwencje stały się nagle mało istotne. Jednocześnie w niepamięć odchodziła Nowa Ekspresja, która silnie uwidoczniła się w poprzedniej dekadzie i która poza tradycyjnie silną sztuką konceptualną i nurtem "wystaw kościelnych" zajmowała poczesne miejsce w drugiej połowie lat osiemdziesiątych w Polsce. Działalność Gruppy, mniej znanego - Waldemara Umiastowskiego, irracjonalnej i anarchizującej Pomarańczowej Alternatywy zdominowała wówczas naszą scenę artystyczną. Jednak, po sytuacji politycznego przełomu, nagła wolność dla wielu była ciężarem nie do zniesienia -wręcz twórczą impotencją. Wielu próbowało znaleźć ponownie własną drogę. Niektórym się to udało. Debiut w takiej atmosferze jest łatwy i trudny - jeśli się powiedzie - artysta długo może "odcinać kupony".
Ważnym na pewno jest fakt wywodzenia się S. Ambroziaka ze słynnej "Kowalni" - pracowni rzeźby prowadzonej przez Grzegorza Kowalskiego na warszawskiej ASP. Wywodzą się stamtąd i Katarzyna Kozyra i Artur Żmijewski i inni interesujący artyści lat dziewięćdziesiątych sytuujący się w nurcie tzw. sztuki krytycznej. Wolność tworzenia, ale i odwaga tam prezentowane są doskonałą szkołą dla młodych twórców.
Ta właśnie odwaga i chęć mówienia własnym głosem zaznaczyły się już w debiucie Sylwestra Ambroziaka. Jego dyplomowa praca "Kuszenie św. Antoniego" (1989) spotkała się z żywą reakcją ówczesnych władz warszawskiej akademii i z reprezentacyjnej przestrzeni wystawienniczej została usunięta na bok. Interpretacja religijnego tematu okazała się zbyt kontrowersyjna.
Autor podjął temat religijny, który dominował - jak wspomniałam - w stanie wojennym i zaraz potem. Jednak ekspresyjna forma pracy, będąca spuścizną nurtu otwarcie antyklerykalnego wydawała się być świadomym wyborem artysty. Tworząc "Kuszenie św. Antoniego" jednocześnie korzystał ze świeżej tradycji jak i ustawiał się w opozycji do niej. Ta właśnie dwoistość jest charakterystyczna dla jego praktyki i wytworów. "Człekozwierzęta" czy też jak nazwał je Michał Haake - "Minotaury" prezentują obie strony ludzkiej natury: duchową i cielesną. Ten dylemat dwoistości występuje już w pierwszej dyplomowej pracy. Św. Antoni zwyciężając pokusy cielesne usytuował się w świecie ducha. Jednak gest świętego wyciągającego krzyż przed siebie obronnym ruchem jest niejednoznaczny.
Kusząca go kobieta odchylona do tyłu w ekwilibrystycznej pozie, łapie go za kolana próbując przyciągnąć do siebie i dosięgnąć jego członka. Napięcie pomiędzy tymi dwoma osobami i przeciwwaga wyginających się form stwarza wrażenie niejednoznaczności wyniku tego zmagania.
Ogólnie mówiąc problem seksualności i cielesności obecny w religii katolickiej, nie tylko nie stracił na aktualności w dobie liberalizacji i kultury konsumpcyjnej, ale wręcz się spotęgował. "Chrześcijaństwo jeszcze było w katakumbach, a już upowszechniało się przekonanie, że rozkosz zmysłowa jest czymś złym, dowodem słabości człowieka, który nie potrafi się jej wyrzec dla wyższych celów duchowych."1 Co więcej, "pierwotny Kościół odziedziczył tę postawę po wcześniejszych prądach religijno - filozoficznych. Sławny grecki lekarz Hipokrates czterysta lat przed Chrystusem nauczał, że lepiej jest zachowywać nasienie męskie niż je tracić, bo jego utrata prowadzi do zaniku rdzenia kręgowego i śmierci. Inny lekarz antyczny, Sofranus z dworu cesarza Hadriana, dopuszczał miłość fizyczną tylko, gdy chce się potomstwa."2
Radość seksu - nawet w małżeństwie - była niemoralna. "Inny rzymski myśliciel Muzoniusz głosił, że stosunek seksualny nie służący zapłodnieniu jest niemoralny. Z tej samej zasady wyprowadził Muzoniusz potępienie stosunków homoseksualnych.". A antyk był pod tym względem dość liberalny. Homoseksualizm był częstą sceną przedstawianą na wazach greckich. Malował je np. Eufronios. W twórczości Ambroziaka oprócz par heteroseksualnych odnajdujemy pary mężczyzn z wyeksponowanymi powiększonymi penisami i pary kobiet. Daje nam to impuls do dostrzegania problemu. Stoicy sprzed dwóch tysięcy lat i gnostycy patronują tradycyjnej katolickiej etyce seksualnej. "Wczesne chrześcijaństwo stoczyło wprawdzie z gnozą zażartą walkę o panowanie nad umysłami, ale podzielało jego pesymizm seksualny (gnoza odmawiała wartości całemu światu materialnemu jako więzieniu ducha.) Prowadziło to nie tylko do potępienia ciała, ale i do dyskryminacji kobiety, bo to ją teologowie i duszpasterze uznali za narzędzie diabła." Toteż św. Antoniego kusi diabeł pod postacią kobiety. Odnalezienie źródeł pesymizmu seksualnego już w starożytności czyni prace S. Ambroziaka niezwykle ciekawymi. Bowiem autor kontynuując tradycje antyczne - zainteresowania postacią ludzką% a także mitologią (tworzenie hybryd) jednocześnie odwołuje się do obszarów sztuki pierwotnej oraz innych obszarów kulturowych (np. sztuki Indian - stosowanie charakterystycznych pankowych fryzur - "irokezów"), tak jakby przeczuwał, że trzeba sięgnąć w jeszcze bardziej historycznie czy geograficznie odległe rejony, aby dotrzeć do głębi, do pierwotnej emocjonalności. Z drugiej strony Michał Haake podał wiele bezpośrednich wzorów obrazowych dla rzeźb artysty, jak malarstwo P. Gauguina, P. Picassa czy rzeźby Auguste'a Rodina, świadczące o nawiązaniu dialogu z pierwotnością przetransformowaną przez artystów interesujących się tymi tematami w tradycji historii sztuki. Ponownie powstaje dualne napięcie między pierwotnym a kulturowym. Świat cielesności i seksualności (postacie mają wyraźnie wyeksponowane genitalia, zwłaszcza penisy) równoważony jest religijną ikonografią, dramatami zaczerpniętymi z Biblii -starego bądź nowego testamentu, przeniesieniem akcentu w sferę ducha. Powstały: "Adam i Ewa", "Ofiara Izaaka", "Szczepan (Ofiarom AIDS) czy liczne wersje Piet. Ukazane w niektórych z nich cierpienie jest bardzo uwspółcześnione. Częstokroć stare tematy zyskują nową interpretację, jak "Ofiara Izaaka", w której syn buntuje się wobec śmierci, która ma mu być zadana przez ojca. Warto wreszcie przedstawić przedmiot tych uwag. Jolanta Ciesielska podaje bardzo trafną charakterystykę pisząc: "(...) pankowskie fryzury, animalistyczne w wyrazie wielkie głowy z charakterystycznymi małymi oczami ~~na słupkach", ekspresyjne szerokie usta, przywołujące na myśl afrykańskie totemy, bezpretensjonalna nagość szczupłych młodzieńczych sylwetek (...)"3 Ewa Klekot podkreśla niejednoznaczność rzeźb Ambroziaka, w których: "(...) dość schematycznie potraktowana jest postać - znak zyskuje zaskakującą indywidualność gestu. Ciało i jego ruch niosą ogromny ładunek treści emocjonalnych. (...) Ciała uwikłane są we wzajemną czułość i wrogość, okazują radość i rozpacz.4 Michał Haake podkreślał z kolei mistrzowskie opanowanie warsztatu przez autora: "Gdy spojrzy się na takie prace jak "Kuszenie", czy "Szczepan", widać jak dobrze artysta radzi sobie z "akademickim" modelowaniem kształtów ciała figury, zarazem jak swobodnie dysponuje klasyczną formuł~ przekształcając w pożądany ekspresyjny wyraz."5 Surowość i pewną nieokrzesaność nadaje figurom pozostawianie śladów narzędzia, co powoduje, że kojarzą się nam z pierwotną bądź ludową rzeźbą. Malowanie drewnianych rzeźb białą farbą przywołuje totemiczną symbolikę śmierci. "Wrażenie estetycznego szoku powoduje, przede wszystkim, kolor "skóry" owych istot (szaro-różowy), nieludzki, a jednak przypominający pewne stany termiczne naszej cielesnej powłoki.".6 Wszystkie te opisy i charakterystyki podkreślają ważną rolę medium, jakim jest tradycyjnie rozumiana rzeźba. Artysta kroczy nawet trochę pod prąd współczesnych tendencji, kiedy to najbardziej zauważalna i najbardziej eksponowana na ważnych wystawach światowych jest sztuka multimedialna operująca nowymi środkami stwarzającymi często wirtualną rzeczywistość, takimi jak projekcje video czy sztuka komputerowa. Ambroziak wydaje się trwać przy tradycyjnych mediach wierząc w ich siłę oddziaływania, w bezpośredni dotyk tworzywa, w chłód brązu bądź ciepło drewna. Wytworzył własny rozpoznawalny styl, tak rzadko spotykany w sztuce postmodernistycznej. Jak sądzę jest to także pewien wybór ideologiczny pozostawania w sferze sztuki "czystej", uniwersalnej.
Wielu autorów piszących o twórczości artysty podkreślało magiczny i mistyczny wyraz jego rzeźb. Np.:" Ten powszechnie zrozumiały język ludzkich emocji staje się jeszcze bardziej uniwersalny właśnie poprzez odebranie bohaterom twarzy. Figury stają się przez to pozbawionymi indywidualności osobami dramatu czy obrzędu, który może dotyczyć każdego człowieka". ~
Swoim hybrydom autor dodaje głowy kozła czy barana - przedstawicieli fauny kojarzonych z symbolem ofiary. Ambroziak stwarza otoczenie zaludnione tymi stworami, autonomiczny świat, przeniknięty silnymi emocjami postaci, które walcz~ a może tańcz~ raz krzyczą rozdzierająco, innym razem obejmują tkliwie. J. Ciesielska słusznie zauważa, że tematyka ofiary jest w twórczości artysty jedną z pierwszoplanowych; że pokazuje świat wiecznie nienasycony ofiar, ukazując jego złe okrutne oblicze. Walka ciągle trwa, eliminacja przybierała i przybiera różne formy, od mordów rytualnych, po wojny i prawnie sankcjonowane formy represji. Sytuacja ta u wrażliwych jednostek rodzi potrzebę buntu. Ambroziak wzorem dawnych humanistów staje w obronie człowieka jako naczelnej wartości, jednocześnie ustawiając się poza wszelkimi innymi ideologiami - religijnymi, politycznymi czy artystycznymi. Sięga do "przedklasycznych" tradycji sztuki intuicyjnie, a może świadomie odczuwając, że już antyk narzuca sztywne i sztuczne normy niesprzyjające swobodnemu rozwojowi. W pierwotności artysta odnajduje niezafałszowaną czystą duchowość bez ideologii wypaczających jej oblicze i sprowadzającej niejednokrotnie cierpienie poprzez żądanie podporządkowania się abstrakcyjnym regułom.
Stworzył własną mitologię, świat zapełniony uniwersalnymi hybrydami, świat monumentalnej kreacji o własnym niepowtarzalnym charakterze.
Eulalia Domanowska